Na krakowskich olantach wiosna rozgościła się już na dobre. Ania i Krysia wybrały się na spacer. Podziwiały kwitnące forsycje, bratki i żonkile. Kiedy mijały ulicę świętej Anny, dołączył do nich kolega z klasy. - Cześć, Kaziu! Co słychać? Czy u was zmieniło się coś na lepsze? - zapytała życzliwie Ania. - Niestety - odrzekł chłopiec. Niewesoło jest u nas w domu. Najbardziej z tego powodu cierpi Zuzia. Najmłodsza z nas, ukochana córeczka tatusia, a teraz nic nie potrafi u niego uprosić. Wiele razy w czasie Wielkiego Postu namawiała tatę, żeby poszedł z nią do kościoła. Zawsze odmawiał. Zuzia jest dziewczynką niezwykle pobożną. Tak ładnie się modli. Często i dużo. - Pamietam, jak cieszyliście się wszyscy, kiedy wasz tato wracał z Peru - rzekła Krysia, - Pracował gdzieś w górach? - Tak. W Andach. Był na kontrakcie. Dobrze zarabiał. Ale co z tego? Wrócił jakby odmieniony. Nie modli się, nie chodzi do kościoła. Za kilka dni Wielka Niedziela. Zawsze chodziliśmy na Rezurekcję całą piątką. Nie chcę myśleć, jakie będziemy mieli święta w tym roku. * * * W Wielką Sobotę, kiedy dzieci z mamą wróciły po święceniu pokarmów, Zuzia poprosiła Kazia, żeby poszedł z nią nawiedzać Groby w kościołach. - Zjedzcie coś najpierw - rzekła mama. - Chyba jesteście głodni? - Ja nie - uśmiechnęła się Zuzia. - Zresztą poszczę dzisiaj. Zjedz coś Kaziu, poczekam. A może ty tatusiu, poszedłbyś ze mną? Proszę! - Nie, nie, córeczko - odpowiedział tato znad gazety. - Idź z Kaziem. - Tylko nie na całe popołudnie - dodała mama. Przed wyjściem Zuzia podbiegła do taty i serdecznie go ucałowała. * * * Dzieci długo nie wracały. Wreszcie przyszedł Kazi - sam. - Gdzie Zuzia? Czy coś jej się stało? - przestraszyła się mama. - Nie, nie. Ona nie chce wracać do domu. Została u Dominikanów. Zamierza jeszcze iść do Franciszkanów i do Mariackiego. To będzie razem sześć. Powiedziała, że robi to... za tatusia. Żeby on też chodził do kościoła. I że modlitwa powinna być wytrwała. Zapanowała chwila milczenia. Tato odłożył gazetę. - Idę po nią - oświadczyła mama. - Biedactwo, nic nie jadła od rana. - Mogę iść z tobą, mamusiu? - zapytał Wojtek. - Ja po nią pójdę - powiedział wzruszony tato. - Zostańcie w domu. Muszę z nią porozmawiać. Moja kochana, słodka córeczka. "Proście, a będzie wam dane"! Jakież to prawdziwe! * * * Po świętach, w pierwszy dzień nauki, Kazik podszedł do koleżanek. - Wszystko sie u nas zmieniło - powiedział rozpromieniony. - W ostatniej chwili. Za sprawą Zuzi. Cała rodzina modliła się o to, ale Zuzia najwytrwalej. Opowiedział, co się zdarzyło w Wielką Sobotę. I że następnego dnia wszyscy razem byli na Rezurekcji. Mieli radosne święta. Tato obiecał... - To świetnie! - ucieszyła się Ania. _ Tylko, czy coś go znowu nie odmieni? - O, nie! Nasz tato zawsze dotrzymuje słowa. Nie zrobiłby nam tego. Już w kościele obiecał Zuzi, a potem nam wszystkim. Mama aż się popłakała. Teraz już będzie dobrze. Jak dawniej. Za trzy tygodnie będzie piętnasta rocznica ślubu rodziców. Kryształowy jubileusz. Podczas uroczystej Eucharystii wszyscy, razem z tatą, przystąpimy do Komunii świętej. Już teraz w domu jest tak... wiosennie i radośnie. Zuzia cieszy się najbardziej.(Źródło 16/2010)